Od jakiegoś już czasu przyszło mi kontemplować różne oblicza chorób. Wiem, brzmi strasznie. Doszłam do tego, że są choroby duchowe i psychiczne (co z resztą nie jest szczególnym odkryciem), ale to zbyt poważny temat na mój stan emocjonalny. Na własnej skórze przekonałam się, że istnieją również, niekiedy strasznie złośliwie, choroby fizyczne. Przeżywam właśnie jedną z nich. Jak to zwykle u mnie bywa, jest to zapalenie gardła. Zdecydowanie niesympatyczne i nieodznaczające się jakimkolwiek zrozumieniem zapalenie. Przychodzi, kiedy go nie proszę, niszcząc mi wiele przyjemnych planów. Ale nie o tym dziś będzie.
Otóż, doszłam do wniosku, że istnieje jeszcze jeden wymiar choroby. W mojej rodzinie przyjął się pod nazwą "choroba szalonych krów" (sprawdzałam na internecie i rzeczywiście jest coś takiego, ale nie to mam na myśli). "Choroba szalonych krów", którą mam zamiar nieco przybliżyć pojawia się u osób płci żeńskiej w wieku od 12 do 60 lat, zwykle dzień lub kilka dni przed tzw. miesiączką. Już wiecie o co chodzi? Tak. Zdecydowanie. Wyjątkowo nie miła przypadłość. Czemu o tym piszę? Bo przechodziłam ją nie więcej jak dwa dni temu i mam ochotę trochę się pożalić. Nie wiem, jak to przebiega u Was, ale u mnie objawia się coraz zabawniej:
Na początku zachcianki. Całkiem absurdalne i niespodziewane. Na przykład chęć kupienia sobie My little ponny. Wiem, to co najmniej dziwne. Ale tak się na ogół zaczyna. Potem jest tylko gorzej.
Zaczynają się inne, zwariowane pomysły. Na ogół nie są zbyt zwariowane, ale tym razem przeszłam samą siebie. Miałam ogromną chęć zrobić coś głupiego. No i pomalowałam paznokcie od stóp. Kolor jest dosyć ciężki do kreślenia. Wydaje mi się, że to pomieszanie perłowego zielonego ze srebrnym. Z grubsza, odcień w jakim jest lakier naszego samochodu. W ogóle, to zabawna rzecz z tym malowaniem, bo lakier kupił... mój tata. Dla swojego autka. Była jakaś rysa i chciał ją zamalować. Niestety, lakier do paznokci niezbyt się sprawdził, więc dostałam go ja. I wykorzystałam zgodnie z przeznaczeniem:)
Potem, zajęłam się z moją mamą przeglądaniem zdjęć. Starych zdjęć. Bardzo starych, czarno-białych zdjęć. Aż powiało minioną epoką. Wreszcie, wedle umowy, którą wcześniej zawarłyśmy, zaczęłyśmy się szykować do "babskiego wieczoru" - tylko my dwie. Miałyśmy oglądać film. Romantyczny wyciskacz łez. Specjalnie na tę okazję kupiłam popcorn. Chciałam go "zrobić" w mikrofalówce, a w rezultacie... spaliłam! Nie wiem, czy ktoś z Was jadł kiedyś spalony popcorn, ale nie polecam. W kuchni czuć było spaleniznę nawet późno w nocy, gdy mój tata przyszedł z pracy:)
No i na koniec, film. Skończył się źle! Wiem, że po "Romeo i Julia" nie można się raczej spodziewać happy end, ale to było takie niesprawiedliwe! Mieli być razem, żyć dłuuugo i szczęśliwie, mieć gromadkę dzieci i tak dalej, a tu co? Mogiła. A dla ścisłości, dwie mogiły. Czarne dno.
![]() |
moviefloss.com |
![]() | |||
www.youtube.com |
![]() |
3dplayer.pl |
Okres nie pojawił się, wedle przewidywań, następnego dnia. Nie. Dół trwał dalej. Wczoraj, rodzice namówili nas na oglądniecie rysunkowej bajki. Nie zapowiadała się jakoś porywająco, ale się zgodziłam... To była śliczna bajka! Zabawna, a momentami, wzruszająca. Rozbroiła mnie totalnie. Dla chętnych, tytuł to: "Wielka szóstka" (bez obaw, jest na cda:)
![]() |
stopklatka.pl |
![]() |
film.org.pl |
"Choroba szalonych krów"... taaa znam ten ból :( Nic tylko zwinąć się w kłębek i wyyyć. Wyciskać łez też jest dobry... ale spalony popcorn - tego jeszcze nie próbowałam hihi
OdpowiedzUsuń