(cisza)
Kochani? Jesteście tam?
(wciąż cisza, wokół, jak okiem sięgnąć pusty, jałowy step... przed kamerą przesuwa się z wiatrem niewielki kłębek uschłej trawy)
Cóż... nie wiem, czy wciąż jeszcze macie do mnie cierpliwość, czy wciąż jeszcze jesteście po drugiej stronie ekranu... Nie wiem, czy jeszcze ktokolwiek z Was uśmiecha się, czytając ten mój setny, nieporadny wstęp à la "przepraszam, że mnie tak długo nie było", ale trudno. Jeśli nawet nie czyta tego już nikt, to ja mam potrzebę, by to napisać. Zatem... do dzieła. (gdybyście tam jednak byli, to to jest właśnie moment na zaopatrzenie się w coś do picia i do jedzenia, ewentualnie szybką wizytę w toalecie - następnych przerw nie będzie:)
Pewnego pięknego, zimnego dnia w odległej Skandynawii ktoś wpadł na pomysł, że może tak warto by było spisać te wszystkie historie o bogach, co to je ludzie sobie nawzajem opowiadają. Ów ktoś, jak pomyślał, tak też uczynił i dzięki temu powstały Edda poetycka, a po niej (darujcie, jeśli pomieszałam chronologię) Edda prozaiczna - dwa bardzo szacowne utwory traktujące o tym, co dziś określamy, jako mitologia nordycka (ew. germańska). Coś na kształt Iliady i Odysei dla krajów północy.
Wiele wieków później, pewna angielska pisarka, mając najprawdopodobniej z tymi utworami do czynienia, wpadła na pomysł, że może tak warto by było napisać coś, co będzie do nich nawiązywać, a co pokocha współczesna jej młodzież. I tak powstały Runy i Blask runów - dwie bardzo udane książki, traktujące o pewnej dziewczynie, która zostaje wplątana w porachunki między bogami, drugi koniec świata i inne, równie ekscytujące przygody oraz mitologia nordycka opowiedziana z punktu widzenia pewnego jej bohatera - niekoniecznie tego głównego i powszechnie lubianego.
Kilka lat później, pewna nikomu nieznana, polska licealistka obejrzała pewien film Marvela, przeczytała pożyczoną od kolegi książkę, przejrzała przerażającą ilość zdjęć na Google, a wreszcie dorwawszy książki owej angielskiej pisarki i pochłonąwszy je w niecały tydzień zapadła na poważną, prawdopodobnie nieuleczalną chorobę, określaną wśród fachowców jako nordyckie zauroczenie.
Główną zaś przyczyną owej choroby oraz osią, wokół której ona oscyluje, jest rudzielec z szelmowskim uśmiechem, znany w kręgach nordyckich bogów jako Loki.
![]() |
https://www.deviantart.com/the-orator/art/Loki-Sketches-317730347 |
"Loki to ja. Loki, pan ognia, nierozumiany, ulotny, przystojny, skromny bohater [...]. Znany także jako bóg oszustwa [..], Szczęściarz, Ogień, Psia Gwiazda, i pod wieloma innymi epitetami, których nie warto wspominać.
[...] porzuciłem aspekt Ognia i [...] wybrałem postać, którą być może znacie, młodzieńca o rudych włosach, z tym nieokreślonym czymś w sobie."
Tak więc, moi Kochani, przygotujcie się w najbliższym czasie na solidną dawkę nordyckiej mitologii okraszonej ochami i achami pod adresem boga oszustw. Spróbuję przybliżyć Wam nieco jego postać i przedstawić najciekawsze przygody z jego udziałem, a wtedy, kto wie? Może ktoś oprócz mnie zapadnie na nordyckie zauroczenie:)
Na koniec tego posta kilka spraw organizacyjnych, dobrze? Hmmm... (rozgląda się uważnie wokół) chyba nieco się tutaj pozmieniało? Po pierwsze, zmieniła się nazwa - bo teraz nie przeglądacie już mojego małego bloga, tylko szuflady pełne niesfornych myśli. Zmieniła się szata graficzna i wciąż nie jestem pewna, czy to wszystko nie za bardzo daje po oczach...:) Zmieniło się wreszcie umiejscowienie niektórych rzeczy: szuflady posegregowane chronologicznie i tematycznie znajdziecie teraz klikając w ten znaczek menu (trzy paseczki) po lewej stronie u góry. Spis stron macie nad postami. Nie ma, co prawda nigdzie niczego o mnie, ale wiecie - jestem w fazie testów - więc całkiem możliwe, że jeszcze trochę tutaj namieszam. Powiedzcie mi w kometarzach, co o tym wszystkim myślicie!
Na dziś to tyle - ot, krótkie wprowadzenie do aktualnego odchyłu:)
Trzymajcie się, korzystajcie z wakacji i
![]() |
("Do zobaczenia" runami nordyckimi!!!) |
P.S. Cytat obok obrazka pochodzi z książki owej angielskiej pisarki - pani Joanne Harris, pod wyjątkowo niefortunnym niestety i kującym w oczy tytułem "Ewangelia według Lokiego". Nie moja wina. Ubolewam. Ale tak to właśnie jest. O pani Harris i jej książkach z resztą porozmawiamy jeszcze w innych postach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Śmiało! Powiedz mi, co o tym myślisz:)