Witajcie Kochani! Trochę się tu zakurzyło ostatnimi czasy i niewiele brakło by cały blog spowiła pajęczyna. Ale powróciłam! W samą porę, jak mi się zdaje. Jedynym, co mam na swe usprawiedliwienie niech będą trzy złowieszcze słowa: TRZECIA KLASA GIMNAZJUM. To wszystko. Cały ogrom pracy, konkursów, nauki, zadań i wielu innych rzeczy dyskretnie przemilczę.
Ale do rzeczy... Urodzinki mojego bloga. Tak. Nie spodziewałam się, że do nich dotrwam. Serio. To miała być jedynie "tygodniowa głupotka", którą usunie się, gdy się znudzi, a tu... proszę, proszę wyrósł z niej całkiem spory i, jak sądzę, poważny blog. Nic, tylko się cieszyć:) Owszem, nie było łatwo... czasem bywało tak:
a czasem niestety tak:
lub nawet tak:
(zwłaszcza wtedy, gdy nikt nie komentował i nikt nie wysłał opowiadanka na urodzinowy konkurs)
Ale życie nie jest przecież pasmem sukcesów, więc nie można oczekiwać, że blog nim będzie. Bywały posty lepsze i gorsze, bywały takie, które się Wam spodobały i takie, których sens wciąż jest znany jedynie mnie. Fakt jednak pozostaje faktem: uważam, że było warto:)
Co zaś się tyczy konkursu na opowiadanie, to również mam ochotę przemilczeć ten temat, ale to byłoby nie fair. Skoro obiecałam opowiadanie w urodzinowym poście, to opowiadanie będzie. Jeśli nie Wasze, to moje:) A jeśli moje, to... taaa... znooowu elfy... (nie potrafię się powstrzymać). Ale nie tylko elfy. Również coś o rodzinie i coś o urodzinkach, ma się rozumieć:D Ułóżcie się zatem wygodnie i posłuchajcie:
Urodziny
Finwe
energicznie pchnął wejściowe drzwi pałacu w Tirionie.
-
Już wróciłem! - zawołał od progu.
Odpowiedziała
mu nietypowa dla tego miejsca cisza. Najwyższy Król Noldorów
zmarszczył brwi w, pasującym do jego tytułu, najwyższym
zdziwieniu. Powoli wszedł do środka i rozejrzał się uważnie.
Nagle
w głębi domu mignęła mu twarz Amroda.
-
Stój! - wykrzyknął niemal groźnym tonem.
Wnuk
ujrzawszy Finwego zalał się całkiem niebrzydkim rumieńcem i
potulnie zatrzymał w miejscu. Uwadze króla nie umknęło również,
iż młodzieniec rzucił coś na kształt ostrzegawczego spojrzenia
do pokoju po swojej prawej stronie.
-
Po co ci ta wstążka? - starszy elf podszedł i uważnie przyjrzał
się sporej, czerwonej tkaninie zawiązanej w kokardę, którą Amrod
trzymał w dłoniach.
-
Aaa!!! - wrzasnął tamten i błyskawicznie wyrzucił wstążkę na
bok, w otwarte drzwi pokoju. - O czym mówiłeś, dziadku? - spytał
niewinnie. - O wstążce? Tu nie ma żadnej wstążki...
Finwe
zmierzył go zaniepokojonym spojrzeniem, jak osobę, która właśnie
zaczęła gorączkować.
-
Gdzie są wszyscy? - spytał podejrzliwie.
-
Wszyscy? - powtórzył niepewnie wnuk. - No cóż... Ojciec gra ze
stryjem Fingolfinem w szachy, stryj Finarfin odkurza dom...
-
Odkurza? - wszedł mu w słowo król. - Przecież jest środek
tygodnia.
Amrod
zamarł na chwilę, zszokowany taką uwagą, szybko jednak odzyskał
rezon.
-
Taaa... odkurza. - zapewnił. - Mówi, że to mu pomaga się
odstresować.
Brwi
Finwego w swoim najwyższym zdziwieniu powędrowały jeszcze wyżej,
ale elf nic nie odpowiedział.
-
Babcia Indis poszła na zakupy. - ciągnął niezrażony młodzieniec.
- Mama nadzoruje pakowanie prezent... to jest walizek na wakacje. -
sprostował szybko. - Finrod kłóci się z Celegormem...
-
O co? - spytał zaniepokojony król.
-
Ten pierwszy chce oglądać „Historię Berena i Luthien”, a ten
drugi „Upadek Nargothrondu”. - wyjaśnił Amrod. - Na
nieszczęście, telewizor jest tylko jeden. - dodał ze smutkiem. -
Maedhros czyta trzeci tom „Wieczystej Przysięgi”. Jest już przy
rozdziale „Skała Thangorodrimu”.
- kontynuował bez mrugnięcia okiem. - A Maglor ćwiczy na harfie
piosenkę „Sto lat”.
Finwe
zmarszczył brwi.
-
Yyy... miałem oczywiście na myśli „Sto lat po upadku
Gondolinu”... - poprawił się natychmiast młodzieniec. - Curufin
myje okna...
-
Myje okna?!! - Najwyższy Król Noldorów nie mógł uwierzyć w taką
rewelację.
-
A może myje zęby? - zastanowił się Amrod. - Nie wiem... coś w
każdym razie na pewno myje.
-
A Caranthir? - dopytywał się starszy elf.
Wnuk
poczerwieniał ze złości.
-
On to wszystkim przeszkadza w przygotowaniach do urodzi... do świąt.
-
Świąt?
-
Święta... to znaczy przyjęcia uro... uroczystości ku czci
Valarów. - wybrnął z ulgą młodzieniec.
-
Ku czci Valarów? Przecież to było tydzień temu. - Finwe nie dawał
za wygraną.
-
To... to samo im mówiłem! - Amrod niespodziewanie przeszedł na ton
Skrzywdzonej Niewinności. - Ale oni mnie nie słuchali! Poza tym.. -
wzruszył ramionami. - Valarów można czcić kiedy się chce...
Król
milczał, jakby trawił tę myśl.
-
Masz rację. - przyznał po chwili. - Czyli dziś przyjęcie?
Uroczystość? - dodał pogodniejszym tonem.
-
Nie!!! - wrzasnął w panice młodzieniec. - Yyy.. to znaczy... nie
tak, że od razu PRZYJĘCIE... - zreflektował się, widząc minę
dziadka. - Kto powiedział PRZYJĘCIE? Jedynie toast... albo skromna
kolacja... zresztą... Amras ci to lepiej wyjaśni. - rzucił
niespodziewanie, jednocześnie wyczekująco patrząc do pokoju, w
którym niedawno zniknęła czerwona kokarda.
Po
chwili w drzwiach ukazał się Amras z wyżej wspomnianą w dłoniach.
Amrod błyskawicznie przejął wstążkę i zniknął w głębi
pomieszczenia. Amras został na progu z nieco głupiutką miną, z
pokoju zaś dał się słyszeć hałas czegoś spadającego z dużej
wysokości i czyjeś tłumione szepty.
-
Co się tam dzieje? - Finwe tracił cierpliwość.
Uniósł
się na palce, próbując dostrzec przyczynę zamieszania, ale
młodzieniec skutecznie zasłonił mu sobą cały widok.
-
Chodź dziadku. - rzekł kładąc rękę na ramieniu króla. -
Właśnie chciałem ci coś pokazać... Ooo tam! - wskazał w
dokładnie przeciwnym do hałasów kierunku.
-
O co w tym chodzi?! Kpisz sobie ze mnie?! - wykrzyknął tamten
strząsając z siebie dłoń wnuka. - Gdzie jest Anaire? Albo
Earwena? Ktokolwiek, kto wyjaśni mi całą tę sytuację?
-
Ciotki są aktualnie zajęte. - oznajmił spokojnie Amras. - Pieką
tort... to znaczy pieką się w solarium.
-
Pieką się?!!
-
Opalają. - sprostował elf. - Miałem oczywiście na myśli
„opalają”.
-
A Fingon? - nie ustępował dziadek.
-
Fingon? - powtórzył z namysłem tamten.
W
tym momencie nie kto inny, jak Fingon, przebiegł gdzieś w głębi
pałacu z pękiem świeczek w rękach.
-
O, tam jest. - mruknął Amras.
Korytarzem
przemknął również Turgon z drugim stosem świeczek i zapalniczką.
-
Proszę, bawią się w ganianego. - skwitował młodzieniec.
-
Czy oni mieli świeczki? - spytał całkiem zbity z tropu Finwe.
-
Świeczki?!! Nie... absolutnie. - odparł tamten. - To były...
atrapy.
-
Świeczek?
-
Być może. - dyplomatycznie zakończył Amras.
Król
nie zamierzał się jednak jeszcze poddać. Porzuciwszy wątek
świeczek, czy też atrap świeczek, zapytał błagalnie:
-
A Galadriela? Ona z pewnością nie jest niczym zajęta i może
zamienić ze mną dwa słowa, prawda?
-
Nie sądzę... - młodzieniec pokręcił głową. - Galadriela od
rana siedzi na komputerze i razem z Aredhelą czatują z jakimś
Sindarem.
Finwe
jęknął.
-
Angrod i Aegnor też są śmiertelnie zajęci. - Amras uprzedził
kolejne pytanie dziadka. - Znaczy... może nie śmiertelnie... ale
zajęci. Grają w „Silmarillion” na PlayStation. Ciągle męczą
się z poziomem „Dagor Bragollach”.
Najwyższy
Król Noldorów milczał chwilę, po czym w przypływie determinacji
rzekł:
-
Dosyć tego dobrego!
Odepchnął
Amrasa na bok i, nim ten zdążył go powstrzymać, przekroczył próg
tajemniczego pokoju.
Odezwały
się piszczałki, z góry poleciało confetti. Finwe stanął
oniemiały. Wewnątrz zgromadziła się cała jego rodzina. Był tort
i mnóstwo świeczek i prezent zapakowany w kolorowy papier z dumną,
czerwoną kokardą, a każdy miał na głowie zabawną, urodzinową
czapeczkę. Amras rzucił się dziadkowi na szyję.
-
Sto lat! - wyszeptał.
-
Tysiąc lat z okazji urodzin! Wszystkiego najlepszego! - zakrzyknęli
wszyscy.
I jak? Podobało się? Czyżbym gdzieś z głębi sali słyszała okrzyki "Jeszcze! Napisz jeszcze coś!"? Powiem tyle: Świętowanie dopiero się zaczęło, a zatem to nie koniec atrakcji i niespodzianek. Jednakże nie mogę dać Wam wszystkich prezentów na raz. Musicie nieco poczekać. Ale bez obaw! Niespodzianki pojawią się. I to możliwie jak najszybciej.
Na koniec (bo muszę już kończyć) jeszcze tylko dwie rzeczy. Po pierwsze podziękowania. Pragnę przytulić bardzo mocno i wycałować jedną osobę. Jedyną osobę. Która pamiętała o konkursie. Nie przysłała, co prawda opowiadania (nie każdy ma literacki talent), ale przysłała list. Piękny list. Niemal wzruszający. Zbyt osobisty, co prawda, by go opublikować, ale chcę, by wszyscy o tym wiedzieli. Kochana Osobo - Jeszcze raz z serduszka dziękuję. Podniosłaś mnie na duchu:)
Po drugie: Życzenia. Bo, czymże byłyby urodzinki bez życzeń?
Zatem, życzę Wam - bez których blog nie miałby większego sensu - tylko jedno. Byście nigdy nie zrezygnowali z marzeń. Nie zgasili ani jednego snu, ani jednego ideału, ani jednego planu. Byście nigdy nie porzucili tego, co jest waszymi "elfami" lub waszym "blogiem", tego, co kochacie i co jest dla Was ważne. Byście jedynie dali temu "płaszcz i zbroję, by z kraju marzeń mogło przejść w rzeczywistość".
Sto lat! Wszystkim Wam:D
P.S. A Tobie, Kochana Osobo, życzę takich tortów, jak ten powyżej ;)