Po pierwsze, słodkie dzieciństwo... Ostatnio znów zdążyłam za nim zatęsknić... Czemu? Z powodu bajki, którą jako poważni (prawie)dorośli ludzie obejrzeliśmy całą rodzinką. Bajka nosiła tytuł "W głowie się nie mieści" i serdecznie polecam ją każdemu, niezależnie od wieku. Bohaterami są w gruncie rzeczy uczucia: jest Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odraza. Oprócz tego można spotkać słonia, płaczącego cukierkami, przejść przez Krainę Wyobraźni oraz Abstrakcyjnych Myśli. Słowem, taka "podróż do przeszłości", czy też, jak kto woli, "do wnętrza" własnej głowy. Za wiele nie chcę ujawniać, bo NAPRAWDĘ LICZĘ, że ktoś da się skusić i obejrzy:) (naturalnie dostępne na cda)
nk.pl |
Zakończenie tej historii okazało się jednak "happy endem". W horrorze... nie było krwi, ani trupów, ani flaków, ani mózgów spływających po ścianach, ani nawet szpetnych obcych (owszem, był jeden, ale nie szpetny). Zupełnie inaczej, niż we wszystkich znanych mi filmach. A jednak... bałam się okropnie! Napięcie było tak niesamowicie budowane - bez tych wszystkich efektów - że siedziałam jak na szpilkach, powtarzając tylko "Uważaj! Za tobą!" albo "Nie, nie, nie! On ma przeżyć!". Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że horror ów posiadał przekaz! I to mądry, dobry przekaz! Film o obcych!
Również serdecznie polecam: "Znaki" z Melem Gibbsonem:)
chomikuj.pl |
Potraktujcie to, co napisałam poważnie, mimo że sens kryje się za pozornie zabawną historyjką. I napiszcie, co o tym myślicie. Kto jest krasnoludkiem?
Krasnoludek
poprawił nerwowo opadającą na oczy czerwoną czapeczkę. Cała
jego krasnoludkowa natura wzdragała się przed tym, co właśnie
przedsięwziął, a jednak w głębi swojego serca czuł, że
powinien. Że tak trzeba. Spojrzał na żółty kwiatek wznoszący
się na wąskiej łodyżce powyżej jego głowy. Był piękny. I
piękna była osoba która miała go dostać. A jednak... krasnoludek
zawahał się. Co jeśli go wyśmieje? Co jeśli za bardzo zapędził
się w świat swoich marzycielskich wizji i teraz owszem pomysł
wydaje się dobry, albo wręcz genialny, ale kiedy stanie przed swoją
wybranką wśród tłumu innych krasnoludków, okaże się że
popełnił głupstwo i wyszedł na durnia, że tak naprawdę to był
kiepski, żałośnie kiepski pomysł? Co wtedy? Kwiatek był piękny
i piękne były uczucia małego krasnoludka, ale strach paraliżował
go przed podjęciem decyzji. Może przez to co robi chce się
wyróżnić? Udowodnić wszystkim, że też potrafi, że też może?
A przecież tak nie jest... nie potrafi i nie myśli tak jak inne
krasnoludki, nie jest kreatywny ani pomysłowy. Tylko pragnie taki
być. Celebruje zarazem to że pragnie i to że taki nie jest. Już
dawno gdzieś po drodze zgubił swoje prawdziwe JA zapomniał, jaki
jest, a zapamiętał jedynie jaki nie jest i jaki chciałby być,
jakim chciałby się widzieć...
Dlaczego?
Czyżby pewnego dnia dawno temu ktoś go skrzywdził? Ktoś
uzmysłowił w okrutny sposób, że jego własne JA jest żałosne i
nic nie warte, że jest śmieszny. Piękne marzenia i wizja świata
ukształtowana w umyśle małego krasnoludka roztrzaskała się wtedy
jak lustro na miliony malutkich kawałeczków. Zrozumiał, (czy też
może zdało mu się), że świat wcale nie jest piękny i dobry. Że
tak nie jest. I musiał się stać taki, by do tego świata pasować.
Utracił cały splendor i dziecięcą ufność, entuzjazm i myślenie,
„że nie jest tak źle”. Stał się jak inne krasnoludki - szarą
bezkształtną masą poruszającą się wte lub nazad bezmyślnie i
beznamiętnie. Świat zszarzał i zszarzał mały krasnoludek. Sam
nie wiedział, kiedy. Ubrał grubą maskę, by nikt więcej nie
dostrzegł jaki on jest naprawdę, by nikt nie zranił, nikt nie
wyśmiał i nie zanegował, by być już zawsze ”poprawnym”
krasnoludkiem, takim jak wszystkie. I męczył się w owej masce aż
do teraz. Tak się z nią zżył i złączył że niemal zapomniał o
jej istnieniu. Patrząc w lustro powtarzał sobie jaki jest, choć
taki nie był, tylko chciał taki być. Bo jego prawdziwe JA
siedziało tam w środku przerażane i skrzywdzone. I smutne.
Dlaczego? Dlaczego tak łatwo dał je zagłuszyć? Dlaczego za
wszelką cenę pragnął się stać taki jak wszyscy? Utracić swoją
odrębność i piękno z niej wynikające? Dlaczego przez tyla lat
oszukiwał siebie i wszystkich wokół? Dlaczego nie uwierzył że
istnieją krasnoludki życzliwie i dobre, szukające właśnie kogoś
takiego jak on, jak on kiedyś? Takie, które by go zaakceptowały
gdyby był sobą, ale teraz może minęły obojętnie widząc tylko
maskę a nie wnętrze.
Ale,
jak znaleźć coś o czym tak dawno się zapomniało? Jak odgrzebać
rzecz tkwiącą pod grubą warstwą lat i kurzu? Skąd wiadomo, jakim
było się kiedyś? Jak powrócić do tych straconych lat pełnych
kłamstwa i oszustwa, pełnych bólu i masek? Czym się kierować?
Czy zaufać na nowo, choć można zetknąć się niezrozumieniem? Z
odrzuceniem? Z wykpieniem? To nie takie proste... gdy się nie wiem,
kim się było... I chociaż bardzo pragniesz, nie wrócisz już
tamtych lat...
Ale
możesz spróbować. Znaleźć moment na osi czasu, którego jesteś
pewien, o którym wiesz, jaki wtedy byłeś. Moment przed tym
wszystkim. Moment z pięknego, dawno zapomnianego dzieciństwa.
Moment, gdy świat wciąż jeszcze był jasny i dobry. I jego się
uchwycić, jak koła ratunkowego, z całych sił i pomimo wszystkiego
wokół. Uchwycić się i przywrócić mu życie. Moment z
dzieciństwa. Kiedy byłeś szczęśliwy i wiedziałeś, że twoje
ideały są słuszne. Gdy się ich nie wstydziłeś.
***
Krasnoludek
podniósł wzrok. Miał. Znalazł. Odnalazł taki właśnie moment.
Moment piękny i wyraźny. Moment, gdy był pewien. Po raz wtóry
poprawił czapeczkę. Tak. Teraz też był pewien. Miał ideały i
chciał o nie walczyć. Miał marzenia i zamierzał je spełnić. A
jedno z nich wiązało się ściśle z pięknym żółtym kwiatkiem
trzymanym za plecami i z osobą, która miała go otrzymać.
W
tym momencie Marysia pojawiła się w polu jego widzenia. Na ścieżce
przed nim. Taka jak zwykle. Zwyczajna. Piękna. Szła w towarzystwie
innych krasnoludków. Krasnoludek w czerwonej czapeczce poczuł, jak
robi mu się ciepło w serduszku. Jego głęboko ukryte JA poderwało
się na widok krasnoludkowej dziewczyny i pchnęło go do działania.
Nim się zorientował, stał już obok niej.
-
Marysiu... - zaczął, lecz głos niespodziewanie uwiązł mu w
gardle.
Obejrzał
się wokół. Wszyscy patrzyli na niego. Na wargach niektórych
tańczył już kpiący uśmieszek, inni unosili brwi w geście
niezrozumienia i z politowaniem kręcili głowami.
-
Marysiu... - powtórzył niepewnie. - Ja... - poczuł, jak palą go
policzki, a do oczu cisną się łzy wstydu. - Ja... chciałem
powiedzieć, że... - męczył się, dukając nieskładnie.
Marzenia.
Marzenia, o które walczył, ostatkiem sił opierały się nawałnicy
strachu i upokorzenia. Ulec było łatwiej. I łatwiej było się
poddać. Ale może to był ostatni moment? Ostatnia chwila, by odejść
z twarzą, zamiast robić z siebie pośmiewisko? Ostatni czas, by
przestać się oszukiwać i wmawiać sobie, że jest się kimś
wielkim? Kimś odważnym i zdolnym do odważnych decyzji. Teraz miał
być może ostatnią sposobność, by pogodzić się ze swoją
żałosnością i małością. Przestać mierzyć powyżej swoich
nędznych możliwości i wierzyć w idealny świat lub w to, że
można go takim uczynić. Przestać marzyć. Przestać bujać w
obłokach. Na co to komu? Jedyny efekt takich działań to kolejne
rozczarowanie. Niech JA pozostanie wciąż niewielkim, zahukanym
wspomnieniem tego, co odeszło dawno i bezpowrotnie. Kwiatek,
trzymany w zaciśniętych, małych rączkach, małego i
nieszczęśliwego krasnoludka opadł powoli na ziemię. Koniec. Po
cóż dłużej walczyć? Łza spłynęła po jego policzku, lecz
starł ją z irytacją. Chciał obrócić się i odejść. Jak
najszybciej. Lecz zamiast tego, niespodziewanie dla samego siebie,
spojrzał znów w oczy stojącej przed nim Marysi. Zacisnął zęby.
Nie! Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi, choćby
wszyscy mieli go potem wytykać palcami, choćby...
-
Marysiu... - zaczął po raz trzeci. - Jedyne, co chciałem ci
powiedzieć to, że cię kocham. Bardzo. Bardziej, niż możesz sobie
wyobrazić. Niż ja sam mogę. Jesteś moim marzeniem. Jedynym
pięknym i jasnym marzeniem, które jeszcze mam... - zamilkł na
moment. - Kiedyś miałem ideały. I miałem więcej marzeń. Ale
przestałem w nie wierzyć. Dałem sobie wmówić, że są nic nie
warte i nierealne. Ty jesteś ostatnim z nich. Ostatnim, w jakie
jeszcze choć trochę wierzę. - podniósł z ziemi kwiatek. -
Zaprzepaściłem okazje do spełnienia wszystkich poprzednich. Bo
wydawały mi się bezwartościowe. Więc choćbym miał się stać
pośmiewiskiem całej wioski, tej jednej okazji nie zaprzepaszczę...
i spytam... Marysiu... - uniósł nieśmiałe spojrzenie i utkwił je
w jej niebieskich oczach. - … czy wyjdziesz za mnie?
Ślub
odbył się dwa miesiące później. Marysia bowiem była jednym z
tych krasnoludków, które zaakceptowały naszego bohatera w
czerwonej czapeczce takim, jakim był. Żyli razem niezmiernie długo
i szczęśliwie. Mieli gromadkę dzieci oraz wspólne ideały i
marzenia, o które nie bali się walczyć.