wtorek, 1 grudnia 2015

Kłębowisko myśli, czyli o słodkim dzieciństwie, horrorze i małym krasnoludku

Hejka:) Witajcie ponownie, tym razem po wcale nie długiej nieobecności. Czasu mam coraz mniej, bo to w końcu trzecia klasa (podejrzewam również, że nie umiem go sobie zaplanować), ale mimo wszystko czuję się w obowiązku napisania paru słów. Żeby nie zbaczać zanadto z tematu, omówię po kolei każdą z trzech części tytułu tego posta.
Po pierwsze, słodkie dzieciństwo... Ostatnio znów zdążyłam za nim zatęsknić... Czemu? Z powodu bajki, którą jako poważni (prawie)dorośli ludzie obejrzeliśmy całą rodzinką. Bajka nosiła tytuł "W głowie się nie mieści" i serdecznie polecam ją każdemu, niezależnie od wieku. Bohaterami są w gruncie rzeczy uczucia: jest Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odraza. Oprócz tego można spotkać słonia, płaczącego cukierkami, przejść przez Krainę Wyobraźni oraz Abstrakcyjnych Myśli. Słowem, taka "podróż do przeszłości", czy też, jak kto woli, "do wnętrza" własnej głowy. Za wiele nie chcę ujawniać, bo NAPRAWDĘ LICZĘ, że ktoś da się skusić i obejrzy:) (naturalnie dostępne na cda)
nk.pl
Po drugie, horror. To już jazda bez trzymanki. Tylko dla prawdziwych hardcore'ów. Ja dziwię się sama sobie, że dałam się namówić na taki film. Nienawidzę horrorów, science fiction, katastroficznych, ciężko znoszę nawet thrillery, nie mówiąc już o filmach detektywistycznych. Ale, nie mogłam okazać słabości. Nie przed rodzicami, a zwłaszcza nie przed młodszym bratem. No a potem... nie było już odwrotu. Bo kto z Was wyjdzie w połowie i pójdzie SAM przez CIEMNY przedpokój do CIEMNEJ sypialni, by tam spróbować zasnąć? Nikt. A przynajmniej nie ja. Więc zostałam.
Zakończenie tej historii okazało się jednak "happy endem". W horrorze... nie było krwi, ani trupów, ani flaków, ani mózgów spływających po ścianach, ani nawet szpetnych obcych (owszem, był jeden, ale nie szpetny). Zupełnie inaczej, niż we wszystkich znanych mi filmach. A jednak... bałam się okropnie! Napięcie było tak niesamowicie budowane - bez tych wszystkich efektów - że siedziałam jak na szpilkach, powtarzając tylko "Uważaj! Za tobą!" albo "Nie, nie, nie! On ma przeżyć!". Jednak najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że horror ów posiadał przekaz! I to mądry, dobry przekaz! Film o obcych!
Również serdecznie polecam: "Znaki" z Melem Gibbsonem:)
chomikuj.pl
Po trzeci i ostatnie, skoro zwierzyłam się Wam nawet z tego, co oglądam (ratunku!!! za chwilę będę opowiadać o menu na obiad!), to myślę, że mogę również ujawnić najbardziej prywatny i szczególnie mi drogi tekst. Powstały on w nietypowy sposób, bo tzw. "pismem automatycznym". Zaznaczam, że nie mam na myśli pisma opętanych (tak źle ze mną nie jest), ale metodę, która polega na pisaniu tego, co przyjdzie ci na myśl - bez zasad ortografii, przecinków, dużych liter. Ponoć wtedy piszesz naprawdę szczerze to, co ci leży na sercu. W moim przypadku tak właśnie było:)
Potraktujcie to, co napisałam poważnie, mimo że sens kryje się za pozornie zabawną historyjką. I napiszcie, co o tym myślicie. Kto jest krasnoludkiem?

Krasnoludek poprawił nerwowo opadającą na oczy czerwoną czapeczkę. Cała jego krasnoludkowa natura wzdragała się przed tym, co właśnie przedsięwziął, a jednak w głębi swojego serca czuł, że powinien. Że tak trzeba. Spojrzał na żółty kwiatek wznoszący się na wąskiej łodyżce powyżej jego głowy. Był piękny. I piękna była osoba która miała go dostać. A jednak... krasnoludek zawahał się. Co jeśli go wyśmieje? Co jeśli za bardzo zapędził się w świat swoich marzycielskich wizji i teraz owszem pomysł wydaje się dobry, albo wręcz genialny, ale kiedy stanie przed swoją wybranką wśród tłumu innych krasnoludków, okaże się że popełnił głupstwo i wyszedł na durnia, że tak naprawdę to był kiepski, żałośnie kiepski pomysł? Co wtedy? Kwiatek był piękny i piękne były uczucia małego krasnoludka, ale strach paraliżował go przed podjęciem decyzji. Może przez to co robi chce się wyróżnić? Udowodnić wszystkim, że też potrafi, że też może? A przecież tak nie jest... nie potrafi i nie myśli tak jak inne krasnoludki, nie jest kreatywny ani pomysłowy. Tylko pragnie taki być. Celebruje zarazem to że pragnie i to że taki nie jest. Już dawno gdzieś po drodze zgubił swoje prawdziwe JA zapomniał, jaki jest, a zapamiętał jedynie jaki nie jest i jaki chciałby być, jakim chciałby się widzieć...
Dlaczego? Czyżby pewnego dnia dawno temu ktoś go skrzywdził? Ktoś uzmysłowił w okrutny sposób, że jego własne JA jest żałosne i nic nie warte, że jest śmieszny. Piękne marzenia i wizja świata ukształtowana w umyśle małego krasnoludka roztrzaskała się wtedy jak lustro na miliony malutkich kawałeczków. Zrozumiał, (czy też może zdało mu się), że świat wcale nie jest piękny i dobry. Że tak nie jest. I musiał się stać taki, by do tego świata pasować. Utracił cały splendor i dziecięcą ufność, entuzjazm i myślenie, „że nie jest tak źle”. Stał się jak inne krasnoludki - szarą bezkształtną masą poruszającą się wte lub nazad bezmyślnie i beznamiętnie. Świat zszarzał i zszarzał mały krasnoludek. Sam nie wiedział, kiedy. Ubrał grubą maskę, by nikt więcej nie dostrzegł jaki on jest naprawdę, by nikt nie zranił, nikt nie wyśmiał i nie zanegował, by być już zawsze ”poprawnym” krasnoludkiem, takim jak wszystkie. I męczył się w owej masce aż do teraz. Tak się z nią zżył i złączył że niemal zapomniał o jej istnieniu. Patrząc w lustro powtarzał sobie jaki jest, choć taki nie był, tylko chciał taki być. Bo jego prawdziwe JA siedziało tam w środku przerażane i skrzywdzone. I smutne. Dlaczego? Dlaczego tak łatwo dał je zagłuszyć? Dlaczego za wszelką cenę pragnął się stać taki jak wszyscy? Utracić swoją odrębność i piękno z niej wynikające? Dlaczego przez tyla lat oszukiwał siebie i wszystkich wokół? Dlaczego nie uwierzył że istnieją krasnoludki życzliwie i dobre, szukające właśnie kogoś takiego jak on, jak on kiedyś? Takie, które by go zaakceptowały gdyby był sobą, ale teraz może minęły obojętnie widząc tylko maskę a nie wnętrze.
Ale, jak znaleźć coś o czym tak dawno się zapomniało? Jak odgrzebać rzecz tkwiącą pod grubą warstwą lat i kurzu? Skąd wiadomo, jakim było się kiedyś? Jak powrócić do tych straconych lat pełnych kłamstwa i oszustwa, pełnych bólu i masek? Czym się kierować? Czy zaufać na nowo, choć można zetknąć się niezrozumieniem? Z odrzuceniem? Z wykpieniem? To nie takie proste... gdy się nie wiem, kim się było... I chociaż bardzo pragniesz, nie wrócisz już tamtych lat...
Ale możesz spróbować. Znaleźć moment na osi czasu, którego jesteś pewien, o którym wiesz, jaki wtedy byłeś. Moment przed tym wszystkim. Moment z pięknego, dawno zapomnianego dzieciństwa. Moment, gdy świat wciąż jeszcze był jasny i dobry. I jego się uchwycić, jak koła ratunkowego, z całych sił i pomimo wszystkiego wokół. Uchwycić się i przywrócić mu życie. Moment z dzieciństwa. Kiedy byłeś szczęśliwy i wiedziałeś, że twoje ideały są słuszne. Gdy się ich nie wstydziłeś.

***
Krasnoludek podniósł wzrok. Miał. Znalazł. Odnalazł taki właśnie moment. Moment piękny i wyraźny. Moment, gdy był pewien. Po raz wtóry poprawił czapeczkę. Tak. Teraz też był pewien. Miał ideały i chciał o nie walczyć. Miał marzenia i zamierzał je spełnić. A jedno z nich wiązało się ściśle z pięknym żółtym kwiatkiem trzymanym za plecami i z osobą, która miała go otrzymać.
W tym momencie Marysia pojawiła się w polu jego widzenia. Na ścieżce przed nim. Taka jak zwykle. Zwyczajna. Piękna. Szła w towarzystwie innych krasnoludków. Krasnoludek w czerwonej czapeczce poczuł, jak robi mu się ciepło w serduszku. Jego głęboko ukryte JA poderwało się na widok krasnoludkowej dziewczyny i pchnęło go do działania. Nim się zorientował, stał już obok niej.
- Marysiu... - zaczął, lecz głos niespodziewanie uwiązł mu w gardle.
Obejrzał się wokół. Wszyscy patrzyli na niego. Na wargach niektórych tańczył już kpiący uśmieszek, inni unosili brwi w geście niezrozumienia i z politowaniem kręcili głowami.
- Marysiu... - powtórzył niepewnie. - Ja... - poczuł, jak palą go policzki, a do oczu cisną się łzy wstydu. - Ja... chciałem powiedzieć, że... - męczył się, dukając nieskładnie.
Marzenia. Marzenia, o które walczył, ostatkiem sił opierały się nawałnicy strachu i upokorzenia. Ulec było łatwiej. I łatwiej było się poddać. Ale może to był ostatni moment? Ostatnia chwila, by odejść z twarzą, zamiast robić z siebie pośmiewisko? Ostatni czas, by przestać się oszukiwać i wmawiać sobie, że jest się kimś wielkim? Kimś odważnym i zdolnym do odważnych decyzji. Teraz miał być może ostatnią sposobność, by pogodzić się ze swoją żałosnością i małością. Przestać mierzyć powyżej swoich nędznych możliwości i wierzyć w idealny świat lub w to, że można go takim uczynić. Przestać marzyć. Przestać bujać w obłokach. Na co to komu? Jedyny efekt takich działań to kolejne rozczarowanie. Niech JA pozostanie wciąż niewielkim, zahukanym wspomnieniem tego, co odeszło dawno i bezpowrotnie. Kwiatek, trzymany w zaciśniętych, małych rączkach, małego i nieszczęśliwego krasnoludka opadł powoli na ziemię. Koniec. Po cóż dłużej walczyć? Łza spłynęła po jego policzku, lecz starł ją z irytacją. Chciał obrócić się i odejść. Jak najszybciej. Lecz zamiast tego, niespodziewanie dla samego siebie, spojrzał znów w oczy stojącej przed nim Marysi. Zacisnął zęby. Nie! Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi, choćby wszyscy mieli go potem wytykać palcami, choćby...
- Marysiu... - zaczął po raz trzeci. - Jedyne, co chciałem ci powiedzieć to, że cię kocham. Bardzo. Bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Niż ja sam mogę. Jesteś moim marzeniem. Jedynym pięknym i jasnym marzeniem, które jeszcze mam... - zamilkł na moment. - Kiedyś miałem ideały. I miałem więcej marzeń. Ale przestałem w nie wierzyć. Dałem sobie wmówić, że są nic nie warte i nierealne. Ty jesteś ostatnim z nich. Ostatnim, w jakie jeszcze choć trochę wierzę. - podniósł z ziemi kwiatek. - Zaprzepaściłem okazje do spełnienia wszystkich poprzednich. Bo wydawały mi się bezwartościowe. Więc choćbym miał się stać pośmiewiskiem całej wioski, tej jednej okazji nie zaprzepaszczę... i spytam... Marysiu... - uniósł nieśmiałe spojrzenie i utkwił je w jej niebieskich oczach. - … czy wyjdziesz za mnie?

Ślub odbył się dwa miesiące później. Marysia bowiem była jednym z tych krasnoludków, które zaakceptowały naszego bohatera w czerwonej czapeczce takim, jakim był. Żyli razem niezmiernie długo i szczęśliwie. Mieli gromadkę dzieci oraz wspólne ideały i marzenia, o które nie bali się walczyć.