środa, 20 grudnia 2017

Przed Świętami, ale wcale nie o Świętach

Hejka! Witajcie Kochani!
Po małym przestoju znów się tu pojawiam (w końcu zobowiązałam się reaktywować tego bloga, więc nie ma przebacz). Na wstępie zachęcam Was do spojrzenia na stronę z łacińskim ciekawostkami, ponieważ dzisiaj dwudziesty i pojawiło się tam kolejne słówko. Proszę Was również gorąco (jeżeli tylko wciąż jesteście tam, po drugiej stronie ekranu) o zainteresowanie się Świąteczną Ankietą i wpisanie tam paru słów od siebie. Zapewniam Was, każdy jest do tego zdolny, a po niektórych moich dołkowych postach niewiele rzeczy będzie gorszych, mniej gramatycznych i składnych. Zatem - piszcie!

Przechodząc zaś do sedna (bo jak zwykle wstęp zrobił się nieco za długi, jak na wstęp), dzisiaj przed południem (poproszę o werble tudzież oklaski) po raz pierwszy w życiu zakończyłam pisanie czego dłuższego niż dwie strony A4!!! Być może dla Was brzmi to jak coś mało wartego werbli tudzież oklasków, ale uwierzcie mi - TO BYŁO NAPRAWDĘ TRUDNE DO ZROBIENIA. Koleżanki w szkole, które wiedziały, że piszę podśmiewały się ze mnie, ponieważ one już dawno to i owo pokończyły. Ja natomiast zaczynałam kolejne projekty (np. "Moją opowieść"), ale nie doprowadzałam ich do końca. Tym razem zaś się zawzięłam! Powiedziałam sobie, że do Świąt muszę to skończyć, albo przyznać się do klęski jako pisarz. I oto jest! Zupełnie niepodobne do innych moich tekstów, naiwnie dziecinne, wymęczone w bólach i rozterkach, ZAKOŃCZONE. Kochani, prezentuję Wam opowiadanie, pt. "Dzielna Zielona Kredka". Usiądźcie wygodnie, zapomnijcie na chwilę, ile macie lat i czytajcie...



DZIELNA ZIELONA KREDKA

Zielona Kredka wyjrzała przez okno. Na świecie zakwitała wiosna, radosna i piękna, w płaszczu ze świeżej, soczystej trawy i w wianku z nieśmiałych listków pobliskich drzew. Wiosna zaś oznaczała jedno (i mała kredka aż podskoczyła z radości na tę myśl): Znowu będzie potrzebna Jacusiowi na jego zajęciach plastycznych! Koniec zimy i smutnej biało-szarości na obrazkach. Do akcji wkroczyła zielona (ach, po stokroć zielona!) wiosna!
Przejęta mała kredka oblała się zielonym rumieńcem. Niechże tylko Jacuś wreszcie skończy jeść śniadanie i wybierze się jak co dzień do zerówki! Wprost nie mogła się doczekać tych pierwszych wiosennych rysunków.
Nagle, gdzieś z dołu dało się słyszeć wołanie:
- Kredko! Kredko! Potrzebuję twojej pomocy!
Zielona Kredka rozejrzała wokół, w poszukiwaniu tego, kto ją wzywa.
- Tu jestem! Tu, na podłodze!
- Pani Miś? – zdumiona kredka wychyliła się na krawędź biurka. – Co panią tu sprowadza?
Pani Miś w swojej niebieskiej piżamce i błękitnych kapciach stała obok krzesła, zadzierając w górę łebek.
- Nieszczęście… - wyjaśniła z zatroskaną miną. – Nasz Mały Miś wyszedł niedawno na spacer po Dywanie razem z Mruczusiem. Biedny kotek, wystraszył się jakiegoś szmeru i czmychnął aż na półkę z książkami, a teraz boi się zejść. Nie umiemy go stamtąd ściągnąć. Może, gdybyś nam pomogła, dosięglibyśmy Mruczusia?
Zielona Kredka zawahała się przez chwilę. A co, jeśli Jacuś skończy śniadanie, wróci tu po swój tornister i pójdzie do zerówki bez niej? Nie będzie miał zielonego koloru i nie narysuje ani wiosennej trawy, ani wiosennych liści na drzewach! Z drugiej strony, nie mogła przecież zostawić Pani Miś w potrzebie! A co, jeśli Mruczuś faktycznie nie będzie mógł zejść z półki bez jej pomocy? „Powinnam chyba zdążyć przed wyjściem Jacusia…” – pomyślała, patrząc z troską na Panią Miś.
- Dobrze, pomogę wam. – oświadczyła już na głos. – Ale musimy się śpieszyć.
- O, tak tak. – Pani Miś pokiwała głową. – Biedny Mruczuś w każdej chwili może spaść.
Dzielna Zielona Kredka zeskoczyła z biurka na krzesło, a stamtąd zsunęła się na podłogę.
- Możemy ruszać! – zakomenderowała raźno.

***

Dywan i półki na książki znajdowały się na drugim końcu jacusiowego pokoju, nieopodal Domku Pluszowych Misiów. Kiedy Zielona Kredka razem z Panią Miś dotarły na miejsce, pod półką, na której siedział Mruczuś, zgromadził się już spory tłumek zabawek. Był nawet drewniany Wóz Strażacki z rozsuwaną drabiną, który próbował dosięgnąć nią kotka. Akcją ratunkową dowodził Pan Miś, a Mały Miś i jego dwie siostrzyczki, skupione w ciasną grupkę, obserwowały przebieg zdarzeń. Niestety, ani straż ze swoją drabiną, ani ustawiające się na niej zabawki nie potrafiły znaleźć się na tyle wysoko, by ściągnąć kotka. Co więcej, niektórzy z pomagających, na przykład ołowiany żołnierzyk, byli za ciężcy i Wóz Strażacki ledwo utrzymywał ich w powietrzu.
Na widok Zielonej Kredki i Pani Miś wszyscy przesunęli się, robiąc przejście.
- Przyprowadziłam pomoc! – zawołała Pani Miś. – Dzięki Zielonej Kredce uda nam się dosięgnąć Mruczusia!
- Jak chce to Pani zrobić? – zapytał Kolorowy Pajacyk, wysuwając się z tłumu. – Przecież mnóstwo zabawek już próbowało i nawet na drabinie jesteśmy zbyt nisko, żeby go dosięgnąć…
Pani Miś zamyśliła się. Pan Miś objął ją ramieniem i również myślał, drapiąc się po swoim misiowy pyszczku. Po chwili podniósł łebek i zwrócił się do Wozu Strażackiego.
- Czy dałbyś radę utrzymać na drabinie całą rodzinę Misiów?
- No nie wiem… - samochód zawahał się. – Być może bez Małej i Bardzo Małej Misi, tak. A czemu Pan pyta?
- Bo mam pomysł! – wyjaśniła Pan Miś z uradowaną miną. – Wejdę na drabinę, moja żona stanie na moich ramionach, a Mały Miś na jej ramionach, trzymając w łapkach Zieloną Kredkę. Dzięki temu znajdziemy się dostatecznie wysoko i będziemy wystarczająco lekcy!
Zabawki przyjęły pomysł z entuzjazmem i już po chwili stanęła przy półce strażacko-misiowo-kredkowa wieża. Zielona Kredka oparła się noskiem o brzeg półki z książkami.
- Mruczusiu! – zawołała, widząc skulonego w kącie kotka. – Chodź tutaj! Już możesz bezpiecznie zejść!
Mruczuś miauknął tylko żałośnie, kręcąc łebkiem.
- Nie masz się czego bać, Mruczusiu! Zsuniesz się po mnie prosto w łapki Małego Misia!
Kotek zrobił niepewny krok w stronę krawędzi półki, jednak, gdy tylko spojrzał w dół, natychmiast czmychnął z powrotem w kąt.
Gdyby Mruczuś był pluszowym kotkiem, z pewnością nie miałby lęku wysokości. Pluszowe kotki są zwykle dachowcami. Niestety, Mruczuś był kotkiem plastikowym, z zestawu klocków DUPLO, a każdy wie, że kotki plastikowe nie mają tyle odwagi, co ich pluszowi kuzyni.
- Mruczusiu! – Zielona Kredka przybrała proszący ton głosu. – Musisz zejść! Wszyscy tam na dole czekają na ciebie! Jeżeli nie zejdziesz, to Mały Miś i jego siostrzyczki będą bardzo smutne!
Na wzmiankę o Misiach, kotek podniósł łebek i spojrzał na kredkę.
- Miau… – pisnął niepewnie.
- Ależ na pewno dasz sobie radę! – przekonywała. – Przecież jesteś bardzo dzielnym kotkiem!
- Zejdź do nas, Mruczusiu! Potrzebujemy cię! – odezwały się z dołu głosy Misiów.
Kotek niepewnie postąpił parę kroków w stronę Zielonej Kredki.
- O tak, właśnie tak! – zachęcała go kredka. – Jesteś najodważniejszym kotkiem, jakiego znam, Mruczusiu!
Mruczuś ostrożnie wgramolił się na nią, przyczepiając się pazurkami do jej boków.
- Możecie nas ściągać! – zawołała Zielona Kredka. – Mruczusiu - zwróciła się do kotka. – Trzymaj się!
Strażacko-misiowo-kredkowa drabina powędrowała w dół i już po chwili Mruczuś znalazł się bezpiecznie na podłodze, ściskany przez uradowaną rodzinę Misiów. Wokół powstało wesołe zamieszanie.
- Nie wiem, jak ci dziękować. – Pani Miś uśmiechnęła się z wdzięcznością do Zielonej Kredki.
- To nic takiego… - mała bohaterka oblała się skromnie zielonym rumieńcem.
- Może wstąpisz do nas na herbatę? – zaproponował Pan Miś.
- Mamy szarlotkę i pierniczki z lukrem… - dodała Pani Miś.
- Chciałabym, ale muszę wracać na biurko. – wyjaśniła Zielona Kredka. – Jeżeli Jacuś wróci ze śniadania i nie zastanie mnie tam, to…
            W tym momencie drzwi do pokoiku skrzypnęły niespodziewanie i stanął w nich uśmiechnięty, blondwłosy chłopiec.
- O nie… - wyszeptała kredka. – Już za późno…
- Jeszcze nie wszystko stracone! – obok niej wyhamował z impetem Wóz Strażacki. – Wsiadaj, podwiozę cię do biurka!

***

            Mknęli przez Dywanową Łąkę z zawrotną prędkością. Zielona Kredka cały czas z przejęciem obserwowała poczynania Jacusia, modląc się w myślach, by zdążyli na czas. Chłopiec tymczasem zgarnął z biurka resztę kredek i włożywszy je do swojego kolorowego piórnika, szykował się do wyjścia.
- Nie zdążymy! – wykrzyknęła, widząc jak Jacuś zapina tornister i zakłada go na ramiona.
- Nie ma takiej możliwości! – Wóz Strażacki był zdeterminowany. Zahamował gwałtownie i wykonał efektowny zawrót. – Dogonimy go pod drzwiami wejściowymi!
- Ale przecież pokój Jacusia jest na piętrze! – Zielona Kredka przeraziła się nie na żarty. – Jak chcesz pokonać schody?!
            Drzwi pokoiku skrzypnęły cicho i chłopiec zniknął im z oczu.
- Nie bój się! – Wóz Strażacki starał się dodać jej otuchy. – Znam świetny skrót.
            Skierowali się do pudełka z zabawkami.
- Przez większość roku korzystają z niego ołowiane żołnierzyki, gdy przeprowadzają swoje misje specjalne. To najszybsza droga!
            Zatrzymali się pod ścianą. Wóz Strażacki wskazał niewielką szczelinę między pudełkiem z zabawkami a ścianą.
- Idąc tamtędy trafisz na otwór wentylacyjny. Powinien być otwarty, a jeżeli ktoś by cię zatrzymywał, powołaj się na mnie. Kiedy wejdziesz od otworu, będzie już łatwo.
- Bardzo, ale to bardzo ci dziękuję… - Zielona Kredka uśmiechnęła się do Wozu Strażackiego.
- Cała przyjemność po mojej stronie! – odpowiedział jej uśmiechem. – Pędź już. Narysuj z Jacusiem najpiękniejszy, wiosenny obrazek!
- Dziękuję! – powtórzyła jeszcze raz, kierując się w stronę szczeliny.

***

            Dzielna Zielona Kredka niebawem dotarła do otworu wentylacyjnego, tak jak jej powiedział Wóz Strażacki. Przed wejściem stały dwa ołowiane żołnierzyki. Na widok kredki, wyciągnęły przed siebie swoje ołowiane uzbrojenie.
- Stój! – zawołał Żołnierzyk z Karabinem. - Ktoś ty i czego tu szukasz?
- Przysyła mnie Wóz Strażacki… - zaczęła niepewnie kredka. – Chce przedostać się tym otworem do przedpokoju, by zdążyć, zanim Jacuś wyjdzie do zerówki. Jestem w końcu Zieloną Kredką, a zaczyna się wiosna. Jeśli mnie zabraknie, Jacuś nie będzie mógł narysować wiosennego obrazka!
            Oba żołnierzyki spojrzały po sobie przerażone. Nienarysowanie wiosennego obrazka to bardzo poważna sprawa!
- Za mną! – zakomenderował Żołnierzyk z Szablą. – Rozpoczynamy misję „OBRAZEK”!
            Otwór wentylacyjny został otwarty i Zielona Kredka razem z żołnierzykami wbiegła do środka.
- Panie Generale! – żołnierzyki wyprężyły się przed stojącym w głębi tunelu drewnianym żołnierzykiem z bębenkiem. – Obecna tutaj Zielona Kredka musi się jak najszybciej dostać do przedpokoju! Od tego zależy powodzenie misji „OBRAZEK”! Czy udzieli nam Pan pozwolenia na użycie Tunelu WN?
            Generał poważnie skinął głową.
- Udzielam, żołnierzu.
- Dziękujemy, Panie Generale!
            Skręcili w boczną odnogę tunelu wentylacyjnego i stanęli przed otworem w podłodze.
- To tutaj. – oświadczył Żołnierzyk z Karabinem.
- Mam tam skoczyć? – Zielona Kredka poczuła jak zieleni się ze strachu.
- Oczywiście. – potwierdził Żołnierzyk z Szablą.
- A to bezpieczne?
- Oczywiście. – powtórzył. – To najkrótsza droga do przedpokoju.
            Zielona Kredka przełknęła ślinę. „Dla Jacusia.” – pomyślała bohatersko.
- W takim razie, skaczę! – wykrzyknęła i zniknęła w dziurze tunelu.

***

            Zielona Kredka zjeżdżała jak w rurze na basenie, krzycząc przy każdym zakręcie. Wreszcie, nagle i niespodziewanie, tunel się skończył i wypadła z otworu wentylacyjnego, lądując na Dywanie Przedpokoju obok nóg Jacusia, który właśnie żegnał się ze swoją Mamusią.
- Ojej! Patrz, mamusiu! – zawołał chłopiec. – To przecież moja zielona kredka! Jak ona się tu znalazła?
            Jacuś delikatnie podniósł Zieloną Kredkę i włożył ją do piórnika, obok innych kredek. Wszystkie powitały ją z radością.
- Bez niej nie narysowałbym żadnego wiosennego obrazka! – usłyszała jeszcze głos Jacusia, gdy ten zamykał tornister.
            Po chwili razem wyruszali do zerówki.

KONIEC

I jak? Podobało się? Proszę, dajcie mi znać w komentarzach, co o tym myślicie:)
Trzymajcie się ciepło, nie chorujcie (tak jak na przykład ja - na zapalenie oskrzeli) i byle do Świąt!