wtorek, 10 listopada 2015

O uogólnieniu, czyli w obronie większości

Hejka:) Dziś, po wielu bólach i rozterkach pragnę Wam zaprezentować artykuł (mojego autorstwa), który powstał jakiś czas temu na potwornie zimnym krzesełku potwornie zimnego lodowiska. Wenę miałam jednak wtenczas gorącą. Jestem, mówiąc nieskromnie, bardzo dumna z moich wypocin i proszę o zainteresowanie się nimi na poważnie. Miłej lektury:)

Mówią, że prawda sama się obroni... Być może. Mimo to, uważam za uzasadnione zabrać głos w jej sprawie...
Uogólnienie. Czym jest? Otóż, uogólnienie to sprowadzenie wszystkiego do wspólnego mianownika. Zrezygnowanie z wyjaśniania (a wpierw szukania) różnic na rzecz chwytliwego hasła, w stylu: "Wszyscy politycy prawicy..." lub "Zdecydowana większość katolików..." Jednym słowem, uogólnienie to ułatwienie sobie życia, "wycięcie" tych, którzy nie mieszczą się w niewybrednym przymiotniku, jakim obdarzyliśmy daną grupę ludzi bądź rzeczy. Uogólnienie jest wyeliminowaniem wyjątków, a niejednokrotnie wręcz PRZEKŁAMANIEM RZECZYWISTOŚCI.
Czemu o tym piszę? Cóż... poza uogólnieniami będącymi w mediach na porządku dziennym, istnieje w historii kilka szczególnych przypadków, kilka wydarzeń i osób, które poddane zostały przez podręczniki i opinię publiczną wyjątkowo perfidnemu, zniesławiającemu i okrutnemu uogólnieniu. Przypadki owe są mi szczególnie drogie, więc dziś dam wyraz kiełkującej od dawna potrzebie wystąpienia w ich obronie.

KREW NA KRUCYFIKSIE

Zacznę może od wydarzenia najodleglejszego w przeszłość, choć wcale nie najmniej istotnego.
Wyprawy krzyżowe. Pierwsze skojarzenie? Przemoc? Fanatyzm? Czarnogród? Czyżby?
Otóż, prawda wygląda zgoła zupełnie inaczej. Jak?
Najpierw krótki teścik:
- Kto brał udział w wyprawach krzyżowych?
- Rycerze, naturalnie.
gloria.tv

Owszem, lecz to zbyt płytka odpowiedź. W wyprawach krzyżowych brał bowiem udział KWIAT CHRZEŚCIJAŃSKIEGO RYCERSTWA. Szlachetni synowie córy Kościoła - Europy.
Dziś, gdy dla wielu wiara jest jedynie "odstaniem" swego w kościele lub "koszulką" zakładaną na widok księdza, czy siostry na religii, nawet historykom nie mieści się w głowie, iż średniowieczni rycerze tą właśnie wiarą ŻYLI NA CO DZIEŃ. Nieustannie. Bez taryfy ulgowej. Że dla nich "[...]żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk." (Flp 1, 21). Wyobraźmy sobie zatem człowieka - króla lub rycerza - który praktykuje to, w co wierzy, a zatem faktycznie nie sprzeniewierza się danemu słowu, jest lojalny, odważny, honorowy, szanuje wrogów, miłuje swoją niewiastę, a swym mieczem chroni słabych - słowem - jest pełen Ducha. A teraz jeszcze raz przedstawmy wszelkie zarzuty dotyczące krucjat. Czy nie bledną one w świetle cnót owego rycerza. Czy taki mężczyzna będzie kradł? Pustoszył? Grabił, gwałcił, palił i zarzynał w bestialski sposób? Nie. Gdyż taka postawa kłóci się z jego ideałami. Z jego kodeksem i wiarą. I to najprostsze zaprzeczenie wszelkim bezpodstawnym oskarżeniom. Niebawem wrócę do tego wątku i obalę je na podstawie innych, niezaprzeczalnych faktów. Połamię, niczym kolejne szczeble drabiny... Ale wróćmy jeszcze na moment do cnotliwego i szlachetnego rycerza...
Skąd zatem w świadomości współczesnych na słowo "krucjata" bierze się obraz mężczyzn okutych w zbroję i z krucyfiksem na płaszczach, lecz żądzą zabijania w oczach? Okrutnych fanatyków, którzy z okrzykiem "w imię Boga!" wycinąją setki niewinnych niczemu Saracenów?  Niemal zezwierzęconych wojowników gwałcących muzułmańskie kobiety i nurzających miasto we krwi, siebie zaś w bogactwach?
Cóż... bo zawsze wśród kłosów można wypatrzyć chwast. Znaleźć ludzi, którzy czynili tak, jak opisałam powyżej. To nieistotne, iż ludzie owi byli zwyczajnymi rzezimieszkami niezwiązanymi z krucjatami, którzy wykorzystali nadarzającą się okazję. "Skoro byli w Jerozolimie, to na pewno przypłynęli z krzyżowcami. A skoro z nimi przypłynęli, to byli jednymi z nich. Niepodważalnie. A zatem (o zgrozo!) byli rycerzami!" - powie jeden, czy drugi nieznający prawdy. Ktoś to podchwyci, ktoś "puści" do mediów i czarna legenda gotowa. Uogólnienie kongenialne. I dobrze się sprzedaje. Bo znów można ponarzekać na ten "średniowieczny" Kościół, znów wyśmiać, wdeptać w ziemię, wbić szpilę. "Wszak w jego imię działy się takie zbrodnie!"

ŚWIĘTA WOJNA
www.snipview.com

Teraz powrócę, jak uprzednio wspomniałam, do podłych zarzutów kierowanych w twarz krzyżowcom. W pewnej książce* zostały one ładnie wypunktowane:
1. Wyprawy krzyżowe stanowiły nieuzasadniony akt agresji.
Moje wyjaśnienie:
Wyprawy krzyżowe miały na celu obronę miejsc świętych oraz pielgrzymów doń wędrujących, jeśli chce się mówić o nieuzasadnionej agresji, to raczej ze strony muzułmanów.

2. Wyprawy krzyżowe narodziły się głownie z chciwości i chęci rabunku.
Moje wyjaśnienie:
Wyprawy krzyżowe, jak już wyżej omawiałam nie miały na celu korzyści materialnych. Oczywiście zdarzały się pojedyncze nadużycia, ale ogół rycerz zachowywał się honorowo i był wierny początkowemu celowi. Jeśli zajęto jakieś miejscowości to w gruncie rzeczy z troski o pielgrzymów i pragnąc strzec pokoju w Ziemi Świętej.

3. Po zdobyciu Jerozolimy w roku 1099 krzyżowcy zabili wszystkich mieszkańców miasta - na ulicach brodzono po kostki we krwi.
Moje wyjaśnienie:
Ciężko mi uwierzyć, by ktoś był na tyle bestialski, aby dokonać takiej zbrodni - zwłaszcza rycerze chrześcijańscy. Po pierwsze, ludność miejscowa sprzyjała Saracenom. Po drugie, wiedzieli, iż miasto zostanie prawdopodobnie zdobyte, więc mogli uciec z niego wcześniej. Po trzecie w średniowieczu często, jeśli nie zawsze, przed ostatecznym szturmem wysyłano list informujący o możliwości opuszczenia miasta przez ludność cywilną oraz o konsekwencjach, jakie spotkają tych, którzy w murach miejski pozostaną - nie oszukujmy się - gdy zdobywasz twierdzę, nie oszczędzasz obrońców, gdyż obawiasz się buntu z ich strony (mówię o obrońcach wojskowych).

4. Wyprawy krzyżowe miały na celu kolonizację zamorskich terenów.
Moje wyjaśnienie:
Patrz punkty wyżej.

Myślę, iż omówiłam najistotniejsze zarzuty dotyczące krucjat (istnieje ich z pewnością jeszcze sporo, ale szkoda mi strzępić języka i powtarzać tego samego). Mam nadzieję, że rozwiałam choć część waszych wątpliwości w tej kwestii. Jakkolwiek każdy może wierzyć w co chce i popierać działanie wypraw krzyżowych lub nie, ja NIE POZWOLĘ w mojej obecności zniesławiać tamtych wydarzeń i ich członków. W moim mniemaniu jest to jedna z najchlubniejszych kart w historii Kościoła - gdy stanęliśmy w obronie naszej wiary i ideałów - i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dziś, w obliczu muzułmańskiej agresji (delikatnie mówiąc) znów potrzebne są krucjaty. Znów trzeba rycerzy i papieża, który wezwie ich w szczytnym celu.

P.S. Fakt, iż w krucjatach brali udział tacy mężowie, jak św. Ludwik IX (1204-1270), czy słynny Ryszard Lwie Serce również dają "co nieco" do myślenia:)

 * Steve Weidenkopf "Chwała krucjat"
www.prawy.pl



2 komentarze:

  1. I tu Cię w 100 % popieram! Zakłamywanie historii, zwłaszcza jeśli chodzi o tą zawiązaną z chrześcijaństwem, jest na porządku dziennym np. święta inkwizycja czy chrystianizacja Ameryki Południowej. Polecam książki na ten temat: "Antychrześcijańskie oszustwa" lub "Czarne karty Kościoła". Czytelnik zdziwi się jak bardzo prawda różni się od tego co jest nam przekazywane w mediach i współczesnych filmach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz i poparcie. Co do książek, to od jakiegoś czasu się do nich przymierzam. Teraz, gdy znów nie mam, co czytać, chyba pomyślę o nich na poważnie:)

    OdpowiedzUsuń

Śmiało! Powiedz mi, co o tym myślisz:)